czwartek, 22 stycznia 2015

Chapter Five



Jeżdżę już od pięciu godzin po całym Londynie. Nie potrafię jej znaleźć. W restauracji, z której porwał ją Louis nikt nie potrafi jej skojarzyć. Kręcę się jeszcze po okolicy, ale nikt nic nie wie. Rozglądam się wokoło, ale nie ma jej nigdzie. Dzwonie do reszty.
- Siema. I jak? Macie ją? – pytam zdenerwowany.
- Niestety nie, ale ja znalazłem sobie niezłą laskę. – Mówi Louis, a ja słyszę tylko ciche jęki.
- Dzięki, stary. Szukam dalej.
- Daj już sobie spokój i wracaj do domu.
Przeszedłem jeszcze tylko przez park, ale tam też jej nie było. Poddaję się. Wracam do domu.
Po drodze wpadam jeszcze do sklepu po coś do żarcia. Kiedy dojeżdżam do rezydencji gangu na parkingu jest tylko auto Lou. Wchodzę do środka i słyszę tylko krzyki jakiejś dziewczyny.
- Proszę cię. Nie chcę tego. Puść mnie. – Głos podobny do Jessie. Odruchowo biegnę po schodach do pokoju Louisa. Otwieram drzwi i widzę Louisa i dziewczynę przywiązaną do łóżka, ale to nie Jessica.
- Przepraszam Tommo. Myślałem, że usłyszałem Jessie.
- Nic się nie stało.
- Jessie? – spytała blondynka na łóżku.
- Tak. Czemu pytasz?
- Nie ważne. – odpowiada mi. Ona coś wie. Może ją zna.
- Znasz jakąś? Szukam od kilku godzin takiej jednej.
- Nie znam. – Mówi, a po jej policzkach spływa łezka.
- Dobra, zostawiam was samych. Spróbuj Lou coś z niej wyciągnąć. – Mówię i wychodzę.
Schodzę na dół i siadam na kanapie przed telewizorem. Z góry dochodzą tylko jęki tej dziewczyny i imię Louisa. Czasami padają słowa takie jak : Proszę zostaw mnie, nie rób mi tego, Louis przestań. Biedna trafiła na Louisa. On nigdy nie odpuszcza dziewczynom, a gdy one go proszą o wypuszczenie to Tommo jeszcze bardziej się nakręca. Dlaczego ja współczuje osobie, której nawet nie znam? Dlaczego… Dzwonek do drzwi? Kogo tutaj ciągnie? Niechętnie wstaję z kanapy i podchodzę do drzwi. Otwieram je i widzę Liam’a.
- Stary chyba wiem gdzie może być ta twoja laska. – Mówi zadyszany Payno.
- Gdzie? Dawaj jedziemy.
Wsiadłem do auta Li i jedziemy po moją zabaweczkę. Tym razem jej nie odpuszczę. Nic mnie nie przekona do wypuszczenia jej. Nawet te jej zielone oczy. Patrzę przez okno i widzę, że wyjeżdżamy z naszej dzielnicy, a wjeżdżamy na dzielnicę ludzi, którzy znaczą coś w świecie. Podjeżdżamy pod hotel „Hunter”.
- Po co tu jedziemy? Ona tu jest?
- Zayn pogrzebał trochę w necie i znalazł zdjęcia twojej Jessie na tle tego hotelu. Chyba jest jej.
- Może będą coś wiedzieć.
Wchodzimy do środka i podchodzimy do recepcji. Skąpo ubrana dziewczyna podnosi wzrok kiedy dzwonię dzwonkiem.
- Witamy w hotelu „Hunter”. W czym mogę pomóc? – Taaa, ich stała gadka.
- Szukamy Jessie. Jest może tutaj?
- Pani Pain? Niestety nie ma. Szefowa wzięła tydzień wolnego. Przekazać coś?
- Nie. Ma pani może jakiś kontakt do szefowej. Ymmm… Dzwoniłem do jej męża, ale kazał mi tu przyjechać. – Zmyślam.
- Tak. Proszę. – Podaje mi wizytówkę. Jessica Pain? To na pewno ona? Mam nadzieję, że tak. Czyli jest właścicielką hotelu. Nieźle.
- Dziękuję i dowidzenia.
- Dowidzenia.
Wyciągam telefon i wbijam numer z wizytówki. Daję na głośnik. Pierwszy sygnał… Drugi sygnał… Trzeci sygnał…
- Jessica Pain. Słucham? – To ona. Wszędzie rozpoznam ten głosik.
- Dzień dobry. Z tej strony Liam Payne. Czy rozmawiam z właścicielką hotelu „Hunter”? – mówi Liam
- Witam. Tak. W czym mogę pomóc?
- Wiem, że jest pani na urlopie, ale rozmawiając z pani mężem o wynajmie sali powiedział, że mam dzwonić do pani. Moglibyśmy się spotkać?
- Jasne. Może u mnie. Dzisiaj za godzinę? – pyta Jessie.
- Pasuje. To proszę wysłać mi adres sms’em.
- Dobrze. To do zobaczenia.
Rozłączam się.
- Stary. Ty to jesteś mistrzem. – Przybijam mu piątkę i idziemy do auta. Dostaję adres Pain i jedziemy do niej. Po drodze jedziemy jeszcze do sklepu. Muszę się czegoś napić.


OCZAMI JESS


Za pół godziny mam spotkanie, a dom jest jeszcze nie posprzątany. Ciężko ogarniać taką dużą rezydencję. Mimo, że z zewnątrz wydaje się malutka to w środku można się zgubić. Adam wyjechał. Tak przynajmniej powiedziała mi jego matka. I dobrze. Złożyłam już papiery rozwodowe. Sprzątam szybko dom i przygotowuje wszystkie rzeczy, które będą potrzebne na spotkaniu. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale boję się. Boję się, że Harry mnie znajdzie, że będę musiała wrócić do jego cholernego domu. Mam szczęście, że mam siostrę, u której mogę się schować. A właśnie, zadzwonię do niej. Tylko gdzie ja mam telefon? O tu jest. Kurcze, nie odbiera. No nic. Idę do kuchni nalać sobie soku, ale przeszkadza mi dzwonek do drzwi. Idę otworzyć. Patrzę w dół jak wyglądam, kiedy naciskam klamkę. Podnoszę wzrok i drętwieje na ten widok. Cofam się lekko do tyłu, ale się potykam i prawie ląduje na ziemi. Właśnie prawie. Harry złapał mnie w talii i podniósł do góry.
- Cześć skarbie. Myślałaś, że ci odpuszczę? – mówi i rusza brwiami.
- Czego chcesz? – pytam ostro.
- Już ci przecież mówiłem czego chcę.
- Harry nie mam czasu. Za chwilę przyjdzie tu mój klient. – Mówię mu mając nadzieję, że mnie zostawi. Chwilę później podbiega do nas jego kolega.
- Przepraszam za spóźnienie. Liam Payne. – Podnosi moją rękę i całuje jej zewnętrzną stronę.
- Nie wierzę w to! Zostawcie mnie już w spokoju. Proszę!
- Dzisiaj masz jeszcze wolne. Jutro po ciebie przyjadę i zabiorę do mnie zabaweczko. – Mówi, akcentując słowo „zabaweczka”. Ulżyło mi. Ucieknę stąd. Pójdę jutro z samego rana do El.
- Dobra. O, której przyjedziesz? – pytam, żeby wiedzieć, o której muszę wyjść. Harry przykłada swoje usta do mojego ucha. Co on robi?
- To będzie niespodzianka. I nie rób nic głupiego. Nie uciekniesz mi. Zawszę cię znajdę. – szepcze, po czym całuje mój policzek.
- Pa skarbie – krzyczy po czym wychodzi z domu.
Co ja mam teraz zrobić? Jak mu ucieknę do siostry, to mnie znajdzie. Nie chce wpakować Beth w moje kłopoty. Idę spać!

Chapter Four



Co jest? Dlaczego nie potrafię nic zrobić? Co jest ze mną nie tak? Czy moja moc się wyczerpała? Dlaczego zadaje sobie tyle pytań, kiedy ten cały Hazz mnie dotyka? Muszę zacząć działać.
Ręka Harrego zsuwa się w dół mojego brzucha i tym samym w dół mojej sukienki. Kiedy zjeżdża całkowicie i jego dłoń dotyka skóry pod materiałem przechodzą mnie dreszcze. Próbuje wyciągnąć jego rękę spod mojej kreacji, ale jest za silny. Uderzyłam go w twarz, a on nagle gwałtownym ruchem rzuca mnie na łóżko i łapiąc moje ręce przypina je kajdankami do niego.
- Nie wiem czy wiesz złotko, ale tym jednym ruchem wykupiłaś bilet w jedną stronę do piekła jakie ci wyrządzę. – Mówi przykładając swoje usta do mojego ucha.
- Proszę cię. Zostaw mnie. – Mówię, a łzy automatycznie wypływają na powierzchnię moich policzków. Jestem gotowa zrobić co mi każe, ale pod warunkiem, że mnie nie zabije.
- To co kotku zaczynamy? – pyta i wyciąga broń ze swoich spodni. W co ja się wpakowałam?
- Zaczekaj! Może się jakoś dogadamy. Wypuść mnie, a dam ci tyle kasy ile chcesz. – Mówię, na co dostaję w odpowiedzi gardłowy śmiech.
- Tu nie chodzi o pieniądze skarbie. Po prostu… - zaczyna, ale mu przerywam.
- Nie mów do mnie skarbie! Jestem Jessica! – krzyczę.
- A więc Jessie – jeśli mogę tak do ciebie mówić, jak już wcześniej mówiłem nie chodzi o pieniądze, mam ich o wiele więcej niż ty. Jedyny powód, dla którego tutaj jesteś to fakt, że chcę cię po prostu przelecieć. – Mówi cicho przegryzając dolną wargę. – Dlatego, pozwól mi że to ja zadecyduje o warunkach. Nie zabiję cię pod warunkiem, że zostaniesz moją prywatną dziwką skarbie. – Na jego ustach pojawia się szyderczy uśmiech.
- Jak długo Styles mam być twoją… - nie potrafię nazwać siebie dziwką.
- Moją co … - Czy on mi czyta w myślach?
- Nie powiem tego. Nie jestem dziwką okej? – Mówię, po czym zakrywam usta kiedy się orientuje, że chodziło mu tylko o to, żebym użyła słowa „dziwka”.
- A jednak powiedziałaś. To jak zostaniesz moją zabaweczką?
- Ja mam męża nie mogę.
- Męża? Może go tu zaproszę, żeby widział swoją żonę dochodzącą dzięki moim ruchom. – Jejku… Jak on mnie denerwuje. Zaraz nie wytrzymam psychicznie. Może moja moc już się naładowała.
Przenoszę wzrok na lampę stojącą na komodzie i rzucam nią o podłogę. Moja moc działa, więc przenoszę wzrok na Harry’ego, ale tu znowu nic. Jego ręka pociąga moją sukienkę do góry. Dlaczego on mi to robi?


OCZAMI HARRY’EGO

Japierdole, ale ciało. Mam ochotę wejść teraz w nią, ale najpierw się zabawię. Zaznaczam małe kółeczka na jej brzuchu. Wyobrażam sobie ją jak krzyczy moje imię, jak odwzajemnia pocałunki, jak sprawia, że dochodzę. Każda myśl o niej doprowadza mnie do szału. Jest taka niewinna, bezbronna. Jej piękne zielone oczy szukają pomocy, ale nie znajdują. Wiedziałem, że jest wyjątkowa, a jej moc tylko to potwierdza. Szkoda stracić taki talent. Razem wiele byśmy osiągnęli – gdyby dołączyła do gangu. Moje usta dotykają jej bladego brzucha, a język zaznacza teren. Słyszę cichy jęk oraz moje imię. Nie… to nie może być prawda. Kiedy sięgam ręką do tasiemki jej koronkowych majtek napotykam wzrok Jessie, ale to nie jest normalne spojrzenie. Czuję jakby mnie błagała, prosiła i przepraszała jednocześnie. Widzę jej strach. Nie mogę jej tego zrobić.
- Przepraszam Jessico. Wiem, jestem dupkiem, ale to wszystko przez to, że nie potrafię się opanować. – Nie wiem dlaczego to robię, ale odpinam jej kajdanki i pozwalam na ucieczkę, jednak ona wciąż tu stoi.
- Co jest? Możesz iść. Pozwalam ci. – mówię, dzięki czemu widzę uśmiech na jej twarzy.
- Dziękuję. – Mówi i przytula się do mnie. Kiedy się odrywa zabiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju.
- Jessica! Poczekaj. – Krzyczę za nią. – Może cię odwieźć? – pytam nie pewnie.
- Dzięki. Poradzę sobie. – Uśmiecha się i już jej nie widzę.
Co ja właśnie zrobiłem? Puściłem moją ofiarę do domu. Ona zna moje imię i nazwisko. Pójdzie pewnie na policję. Jaki ja jestem tępy.
Uderzam ręką o ścianę, a chwilę później słyszę pukanie do drzwi. Podchodzę i otwieram.
- Czego? – wrzeszczę, ale jak widzę minę Zayn’a to wybucham śmiechem.
- Co ty zrobiłeś? Uciekła ci czy jak?
- Nie uciekła. Wypuściłem ją. – Mówię spokojnie
- Co kurwa zrobiłeś? – Louis krzyczy wbiegając po schodach.
- Wypuściłem ją. Kurwa wypuściłem – czuję się źle z myślą, że ona może być teraz na policji.
- Pojebało cię do końca? Znajdź ją bo jak nie…
- Bo jak nie to co? Wiecie co? Wypierdalać z mojego pokoju. – krzyczę i zamykam drzwi.
Siadam na podłodze i rozmyślam nad planem znalezienia Jessie. Po godzinie rozmyślania zasypiam.

Chapter Three



Co się ze mną dzieje? Gdzie jestem? Co to za miejsce? Pokój, w którym jestem jest naprawdę ładny. Miętowe ściany, duże łóżko wodne, na ścianie wielki telewizor. Mogłabym tak mieszkać… zaraz Jess stop! Nawet nie wiesz gdzie jesteś. – podpowiada mi podświadomość. – W oknach nie ma klamek, a drzwi są zamknięte. O co tu kurwa chodzi?
Zaczynam z całych sił walić w drzwi, ale to nic nie daje, więc siadam na łóżku. Po jakimś czasie przeszukuje moje ciuchy, które leżą na komodzie. - Chwila, skoro nie mam ich na sobie, to czyje ubrania mam ubrane? Nie ważne. Muszę się stąd wydostać. I to jak najszybciej. Muszę coś wymyślić. Wiem… Spróbuję coś przenieść, wczoraj dałam radę. Podnoszę rękę i próbuję podnieść książki leżące na stoliku. Tak. Wychodzi mi. Czas na coś trudniejszego. Otworzę drzwi.
Skupiam się na zamku od drzwi i chwilę później je otwieram. Wychylam się za drzwi i zauważam, że ktoś idzie w moją stronę. Panikuję i szybko zamykam tak samo jak je otworzyłam. Siadam na łóżku i słyszę głośne kroki oraz dźwięk skrzypiących  drzwi. Chwilę później widzę przed sobą mężczyznę, który wczoraj robił mi zdjęcia. Zaraz za nim wchodzi trójka jego kolegów – blondyn o niebieskich oczach, mulat i koleś, który nie wygląda na złego, bardziej wydaje się on miły.
- Widzę, że księżniczka wstała – mówi fotograf z uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego tu jestem?
- Dla zabawy maleńka. – Mówi blondynek.
- Nini zostaw ją dla Hazzy. – mówi mulat.
- Zostawcie mnie. Proszę, wypuście mnie. – Błagam ich.
- One Direction nigdy nie odpuszcza swoim ofiarom, a ty jesteś jedną z nich. – Powiedział ten „miły”
- Nie powinniście tego robić. Nie wiecie z kim zadzieracie. – mówię z powagą, a oni tylko się śmieją.
- Mówię poważnie. Zrobię wam taką rzeźnię, że będziecie mnie błagać o śmierć. – I znów tylko śmiech. Za chwilę nie wytrzymam psychicznie i zabiję ich. Tak naprawdę tego nie zrobię. Jestem za słaba, ale zawsze mogę się z nimi pobawić.
- Kochanie, jeśli ktoś tu będzie prosił o śmierć to tylko ty. Hazz będzie za półgodziny, mamy sporo czasu na zabawę z tobą, później to ty poznasz definicję słowa rzeźnia. – Powiedział mój porywacz. Teraz ja wybuchłam śmiechem, a on klęknął przede mną i zbliżył swoje usta do mojej szyi. Nie powiem, że nie jest to fajne uczucie. Robi to delikatnie. Odpycham go.
- Przestań. – Krzyczę.
- Przeginasz.
- To ty przeginasz. Nie boję się was.
- A powinnaś – mówi mulat podchodząc do mnie z nożem.
- I co mi możesz zrobić? Nie wiesz do czego jestem zdolna.
- To oświeć nas.
- Sami chcieliście.
Nie zastanawiam się nad tym co robię, ale sami się prosili o to. Najpierw zamykam wszystkie drzwi i okna bez pomocy ciała. Mój wzrok wędruje na nóż i chwilę później broń mulata wbita jest w sufit. Telekineza przydaje się w życiu. Cieszę się, że to właśnie ja mogę z niej korzystać. Wykorzystuję ją przygniatając moich oprawców do ściany, przetrzymuje ich chwilę w górze, po czym rzucam na podłogę. Blondynek próbuje podejść do mnie, lecz go odpycham. Ała… Moje ręce. Co jest? Fotograf trzyma moje ręce mocno skrępowane z tyłu. Próbuję wytężyć swój umysł i go odepchnąć. Udaje mi się. Teraz jest przyciśnięty do ściany. Reszta jego kumpli także. Jeszcze chwile ich tak trzymam, ale nagle ktoś wchodzi do pokoju. Drzwi powoli się otwierają. Widzę przed sobą wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka o pięknych zielonych oczach z burzą brązowych loków na głowie. Boże… jaki on jest seksowny. Czuję jak moje pożądanie rośnie. Nagle jego kumple wyrywają się spod mojej mocy. Co jest? Moja moc nagle przestała działać? Ten przystojny chłopak to musi być Hazz czy jak mu tam.
- Harry nie podchodź do niej. Ona jest niebezpieczna – ostrzegł go mulat.
- Zamknij się Zayn. Wyjdźcie z mojego pokoju. Ona jest moja, więc to ja będę decydował o jej przyszłości. – Mówi z uśmieszkiem na twarzy, po czym zbliża się do mnie, a reszta wychodzi z pokoju.
- Nawet nie próbuj. Zniszczę cię rozumiesz? – krzyczę.
- Oj… nie dość, że piękna to jeszcze naiwna. Kocham to. – Mówi przegryzając dolną wargę.
Aww… On jest taki pociągający. Kurwa! Jess przestań. On jest niebezpieczny – moja podświadomość daje się we znaki.
Podchodzi coraz bliżej. Jego usta są przy moich. Czuję miętę, uwielbiam ten smak, ale mimo wszystko odpycham go, a on łapie moje nadgarstki i przypiera je do ściany.
- Co jest kotku? Nie lubisz takich zabaw? – pyta z głupawym uśmieszkiem.
- Nie, nie lubię. Dlatego zostaw mnie.
- Zostawię cię, spokojnie. Najpierw się zabawię, a potem porzucę gdzieś w lesie… - zaczyna opowiadać, a moje ciało drętwieje i chyba Hazz to zauważa - … ktoś tu się denerwuje. Wolisz być świadoma tego co ci robię i po wszystkim cię zabić, czy w odwrotnej kolejności? Może ci pomogę z wyborem… Wybieram pierwszą opcję. Chcę widzieć tą rozkosz zmieszaną z cierpieniem w twoich oczach. Chcę usłyszeć jak krzyczysz moje imię ślicznotko. – Mówi odgarniając mi włosy za ramiona.
- Nie boję się. Jesteś tylko jebanym psycholem. Możesz mnie zabić. I tak moje życie jest do dupy. A co do krzyczenia… Nie znam twojego imienia, żeby wrzeszczeć.– Krzyczę. Boję się go jak cholera, ale nie mogę mu tego pokazać.
- Jestem Harry. Teraz znasz. Nazwisko też ci podać? Styles. Możesz krzyczeć to na przemian.
- Haha… nie rozśmieszaj mnie.  Nic mi nie zrobisz.
- Jesteś tego pewna? – Gwałtownie przyszedł w moją stronę. Przyparł do ściany i  jeździ ręką po moim brzuchu. Próbuje go odepchnąć , ale na marne. Moja moc tak jakby się przy nim wyłącza. Tylko dlaczego?



***

Przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów. Problemy techniczne, rodzinne i osobiste całkowicie zawładnęły moim czasem. Postaram się nadrobić.

I pamiętacie...

Każdy komentarz motywuje :D
Lydia Land of Grafic