czwartek, 19 listopada 2015

Chapter EIGHT


OCZAMI JESSIE

 

To niemożliwe. Moja siostra i Louis. Czy ona kompletnie zwariowała? On jest niebezpieczny. Jest przestępcą. Co ona w nim widzi? Nigdy tego nie zrozumiem. Może to tylko przejściowe. Jak tu przyjdzie to ją tak opier… w sumie. Jest szczęśliwa. Przynajmniej tak myślę. Muszę zaakceptować jej decyzję. Ona moje też akceptuje. Jeśli Louis ją uszczęśliwia, to ja też będę szczęśliwa, ale jeśli ją skrzywdzi, to ja skrzywdzę jego. Ktoś schodzi na dół to chyba El.

- Dawaj. Mów to swoje kazanie, ale wiedz, że kocham Louis’a. Jakieś trzy dni temu przechodził obok klubu, w którym byłam. Byłam kompletnie nawalona. Spytał mnie czy chcę iść do niego. Alkohol zadziałał i pocałowałam go, co on przyjął jako moją akceptacje. Zabrał mnie tutaj i zaprowadził do pokoju. Przypiął mnie kajdankami do łóżka i zaczął mnie dotykać. Początkowo się wyrywałam. Obrzydzało mnie to, jednak kilka jego ruchów i poczułam się jak w niebie. Jego dotyk działał na mnie kojąco. Chciałam go poczuć, chciałam żeby nie przerywał, ale zadzwonił telefon i Louis kazał mi jęczeć tak, żeby Harry słyszał. Później zaczął dalej mnie dotykać, całować po całym ciele, ale Harry musiał znowu nam przerwać. Wpadł do pokoju i powiedział coś w stylu „Sorry, myślałem że to Jessie”, a ja, jak to ja, zapytałam „Jessie?” , spytał czy znam jakąś, ale powiedziałam, że nie. Potem rzucił coś do Lou, żeby coś ze mnie wyciągnął, ale nie udało mu się. Dzisiaj jak Lou złapał mnie za rękę, poczułam że nie jest mi obojętny. Naprawdę się zakochałam. Wiem, że to głupie i niebezpieczne, ale jestem szczęśliwa. Mimo, że znamy się tylko trzy dni. Kocham go. Zaakceptuj to. – Skończyła swoją przemowę. Ciekawe jak sobie wyobrażała naszą rozmowę?

- El. Dramatyzujesz. Chciałam ci tylko powiedzieć, że cię kocham i akceptuje twoje decyzje. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. – Przytulam siostrę.

- Też cię kocham. – Eliza idzie do pokoju Louis’a, a ja mam w planach wrócić do domu.

- Pa El. – Wrzeszczę.

- Pa. – Otrzymuje odpowiedź.

Kiedy łapię za klamkę ktoś mnie łapie za nadgarstek. Harry.

- Gdzie idziesz? – Pyta
- Do domu. Muszę załatwić kilka spraw.

- Jadę z tobą.

- Nie. Jadę sama. Przepraszam, ale muszę zająć się papierkową robotą. Zadzwonię jak skończę. Pooglądamy jakiś film? Dzisiaj u mnie. Adres znasz.

- Dobrze, ale to ja miałem cię zapraszać na randki. – Uśmiecha się i pokazuje język, który mam ochotę wyrwać.

- To nie jest randka. Weź ze sobą moją siostrę i jej „chłopaka” – gestykuluję cudzysłów.

- W takim razie, zostaje u ciebie na noc.

- Harry, powiedziałam Ci że nie. Nie naciskaj.

- Jess, myślisz że masz wyjście?  

- Zgaduje, że nie. Jak masz zamiar zostać na noc to kup jakieś dobre wino. Na trzeźwo cię nie zniosę. – Zaczynam się śmiać.

- Jasne Księżniczko. – Księżniczko? Już to lubię. Pożegnałam się z Harry’m i jadę już do domu.

 

OCZAMI HARRY’EGO

 

- Lou. Spytaj tej twojej Elizy czy jak jej tam jakie wino lubi Jessica – dzwonię do przyjaciela.

- Mówi, że czerwone „USS”. My raczej nie wpadniemy tam. Hunty się źle czuje. Pojedziesz sam?

- Pewnie. Dobra dzięki. Muszę jeszcze kupić jakieś jedzenie. – Chodzę od półki do półki i wrzucam wszystko co wpadnie mi do ręki. Gdy wychodzę ze sklepu telefon zaczyna wibrować mi w kieszeni.

- No cześć. – Słyszę niebiański głos Jess w słuchawce.

- Hej skarbie.

- Harry! – Zostaję skarcony za słowa, które wypowiadam.

- Wolę „kochanie” – mówię i słyszę śmiech. – Co byś chciała?

- Jestem już gotowa. Przyjdzie moja przyjaciółka. Nie będzie ci przeszkadzać jeszcze jedna dodatkowa osoba?

- Nie. Będziemy w trójkę.

- Jak w trójkę?

- Twoja siostra się źle czuła.

- Dobra. Polubisz Re.

- Mam nadzieję. Będę za godzinę. – Rozłączam się. Muszę jechać jeszcze na chwilę do domu. Telefon się rozładowuje.

 

OCZAMI JESS

 

Harry powinien tu być pół godziny temu. Gdzie on jest? Siedzimy z Rebecc’ą przed telewizorem i czekamy na księcia. Re polewa nam już piątą kolejkę. Jak tak dalej pójdzie to pójdę spać, zanim Harry się u mnie zjawi. Mam już go dość. Tych jego szmaragdowych oczu, pełnych ust, idealnych rysy twarzy, jego słodkiego zapachu. Nienawidzę go za to, że jest taki idealny. Chciałabym, żeby coś mu się stało w tą jego piękną buźkę. Mam nadzieję że…

- Może to Harry. Otworzę. – Podchodzę do drzwi i łapię za klamkę.

- Co ty sobie w ogóle wyobrażasz? Przychodzisz spóźniony. Jak zawsze musisz mieć dobrze ułożone włosy, perfekcyjnie białe zęby. Musisz być taki idealny? Nienawidzę cię za… - Całuje mnie. Mmm… Jak on dobrze smakuje. Alkohol chyba działa bo odwzajemniam pocałunek. Harry przyciska mnie do ściany, a nasz pocałunek staje się bardziej namiętny i zachłanny. Kiedy Styles się ode mnie odrywa jestem zawiedziona. – Nienawidzę cię za to, że nawet idealnie smakujesz. Jesteś po prostu nie do zniesienia.

- Dziękuję. – Uśmiecha się ukazując swoje zęby (perfekcyjnie białe, jakże inaczej?)

Wchodzimy do salonu i przedstawiam Re Harry’emu.

- Harry to jest Rebecca, Re to jest Harry. Re jest byłą dziewczyną Elizy.

- Co? – Wrzeszczy Harry. – Lou ją zabije.

wtorek, 17 listopada 2015

Chapter SEVEN

Przestań się wiercić skarbie. – mówi  mój oprawca, jeśli można go tak nazwać.

- To przestań mnie dotykać palancie. – Odpowiadam na co w odpowiedzi otrzymuję mały szyderczy uśmieszek.

- Myślisz, że jestem taki głupi, żeby cię teraz puścić. Nie ma szans.
- Dlaczego akurat ja? Co ja ci takiego zrobiłam?

- Nic mi nie zrobiłaś, ale po pierwsze: jesteś najładniejszą, najseksowniejszą i najgorętszą dziewczyną jaką można znaleźć w Londynie, po drugie: znasz moją twarz, moje nazwisko, możesz iść na policję to zgłosić, a nie chce nam się znowu wszystkiego załatwiać, za dużo roboty. A po trzecie: zazwyczaj laski same wskakują mi do łóżka, a ty się upierasz, zgrywasz niedostępną. Kocham to! – mówi masując mój brzuch. – Jesteś teraz moją ofiarą, moją dziwką, jak nie będziesz posłuszna to nie będę delikatny.

- Twoją ofiarą, twoją dziwką? Hahah nie rozśmieszaj mnie. Nigdy nie będę twoja, rozumiesz czy nie? Ja mam męża, dom, chcę założyć rodzinę. Proszę pozwól mi być szczęśliwą. – mówię ze łzami w oczach. Hahah nie miałam już co wymyślić. Męża, dom, chcę założyć rodzinę. Nie w tym życiu.

- Już ci mówiłem o zasadach. Coś za coś. Co mi oferujesz? – mówi przykładając usta do mojej szyi i zostawia mokre pocałunki.

- A co byś chciał?

- Dużo rzeczy. Ale chyba najbardziej chciałbym ciebie jako moją dziwkę.

- Kurwa Harry. Po pierwsze jak będę twoją dziwką to nie będę szczęśliwa, a po drugie już ci mówiłam że nigdy nie byłam, nie jestem i nie będę twoja. – Mówię po czym czuję jego zęby na szyi, które zmienia się w pieczenie. Skurwiel zrobił mi malinkę.

- Już jesteś moja. Nikt cię nie ruszy. To jak możemy się dogadać, że będziesz codziennie przyjeżdżała
i będę cię zabierał na randki? Spodoba ci się. – mówi odwiązując mi ręce i wyciągając ubrania z szafy.

-Harry ja… - chcę coś powiedzieć, ale Harry podchodzi do mnie i przykłada swoje usta do moich. Jego język szuka wejścia, ale go nie znajduje. Kiedy się odrywa ode mnie mogę dokończyć - … ja się zgadzam, ale pod warunkiem, że nie będziesz mnie zmuszał do przespania się z tobą. Ok?

- Dobra niech ci będzie. W końcu sama wskoczysz mi do łóżka.

- Zobaczymy. Wypuścicie moją siostrę?

- Przykro mi skarbie, ale ona należy do Lou, nie mogę mu tego powiedzieć. Idź do niego i się go spytaj.

- Mimo wszystko dziękuję. – Podbiegam do Harry’ego i zostawiam mały niewinny pocałunek na jego policzku. Uśmiecha się i ukazuje tym samym swoje dołeczki. Jaki on jest przystojny. Dobra Jess spokój, idź do Tomlinsona, on się ciebie boi. Puści ją. Idę pod drzwi do sypialni lidera. Bez pukania wchodzę i to co widzę i słyszę wytrąca mnie z równowagi.

 

OCZAMI EL

 

Louis bardzo dobrze całuje. Muszę to przyznać. Przy nim czuję się dobrze, albo to strach sprawia, że się tak czuję. Nie wiem. Pierwszy raz podoba mi się jak chłopak mnie całuje, dotyka, pieści. Zawsze były tylko dziewczyny, ale sądzę, że się myliłam. Od zawsze jestem hetero tylko sobie wmawiam to całe homo czy też Bi. Louis jest taki czuły, zależy mu na moim dobrym samopoczuciu. Dobrze mi z nim. Ałaa…
- Kurwa Lou, proszę trochę lżej to bolało.

- Nie moja wina, że jesteś dziewicą. Ale spróbuje wolniej dobrze? – pyta. Wszystko mnie boli, ale tak naprawdę to najprzyjemniejsza rzecz jaką mogłam sobie wymarzyć. Wcześniej Lou ciągle pieścił i dotykał moje ciało. Tym razem było inaczej. Wszedł we mnie po pierwszym moim jęknięciu. Mówił że już nie wytrzymuje. Jest osobą, która zabrała moją najcenniejszą rzecz. Tak naprawdę chyba cieszę się, że to on. Kocham go.

- Louis przyspiesz – mówię pomiędzy jękami. – Kochanie proszę.

- Kochanie? – Louis patrzy na mnie z zadowoleniem na twarzy.

- Tak Kochanie. To wszystko co mi zrobiłeś sprawiło, że cię pokochałam, wiem głupie i niemądre nie? Ale tak jest. Kocham… - przerywa mi pocałunkiem, który odwzajemniam.

- El? Co ty robisz? – ktoś krzyczy, gdy wchodzi do sypialni.
- Jessica? Ile słyszałaś? – Pyta Lou.

- Wystarczająco dużo. Wypuść ją Louis. – Krzyczę.
- Jess uspokój się. – mówi moja siostra.

- Chcę cię tylko wyciągnąć stąd.
- Hun jestem szczęśliwa. Tutaj z nim. – Pokazuję na Tommo. To właśnie on mnie uszczęśliwia. W chory sposób, ale uszczęśliwia. Zakochałam się.

- Co jej kurwa dałeś? Czemu ona się tak zachowuje? – Moja siostra wrzeszczy na Louis’a.

- Nic mi nie dał. Proszę Cię Jessie idź do salonu i poczekaj tam na mnie. Zaraz przyjdę i ci wszystko wytłumaczę.

- Dobrze. A ty mi się nie pokazuj na oczy, bo cię zabiję. – Mówi do Lou i wychodzi z pokoju.

- Czyli mówisz, że mnie kochasz? – pyta Lou.

- Tak. Wiem, głupie.

- Wcale nie. Jak Cię zobaczyłem to wiedziałem, że jesteś tą jedyną. Głupie jest tylko to, że poznaliśmy się przypadkiem jak cię porwałem, okazało się że jesteś siostrą  Jess. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że się mnie nie boisz. Zabijałem ludzi, gwałciłem, kradłem, porywałem, a ty wciąż tu jesteś. Dlaczego?

- Zaakceptowałam to. Wiem, że mi nic nie zrobisz. Nie jesteś takim twardzielem na jakiego wyglądasz. Też masz serce.

- Dziękuję, że tak mnie spostrzegasz, a teraz leć na dół. Siostra czeka. – Całuje mnie. Kocham smak jego ust. Odrywam się od niego i schodzę na dół. Kazanie się szykuje.

Przepraszam Was bardzo, ale dużo się dzieje i nie miałam czasu. Poprawie się. Jeśli jeszcze czytasz to zostaw komentarz. :)

sobota, 25 lipca 2015

Chapter SIX


Budzi mnie alarm ustawiony w telefonie na godzinę 5:00. Muszę się wyrobić przed przyjściem Harry’ego. Szybko pakuję swoje rzeczy, biorę klucze i biegnę w stronę auta. Wrzucam walizki do bagażnika i chwilę później siedzę w aucie, przekręcając kluczyk.  Londyn jest wielkim miastem. Zanim dojeżdżam do domu Elizabeth mija dobre pół godziny. Przez całą drogę ręce zaciskają mi się na kierownicy. To chyba stres. Albo strach. Sama już nie wiem. Co jeśli mnie znajdzie. Jak będę u El to wciągnę ją w swoje bagno. Nie. Nie pozwolę na to. Za bardzo ją kocham. Jednak muszę się gdzieś schować. Wjeżdżam na parking siostry. Wychodzę z auta i idę w stronę drzwi. Jak zwykle muszę się potknąć. No tak dzień bez wtopy Jess, dniem straconym. Dzwonię do drzwi, ale nikt nie otwiera. Chyba jej nie ma. Ale gdzie ona może być o tej porze? Jest 6:30. Możliwe, że śpi. Ciekawe czy dalej chowa klucz pod kwiatkiem stojącym pod oknem? Tak… Jest. Otwieram drzwi i rozglądam się po domu, jednak jej nie ma. Jedna myśl przebiega mi po głowie. Rebecca – pewnie jest u niej. Wychodzę z domu i wsiadam do samochodu. Chwilę później jestem u Re, ale nie ma jej tu. Cóż trzeba zadzwonić do niej.

OCZAMI HARRY’EGO

 

Ubieram buty. Muszę jechać po moją zabawkę. Mam nadzieję, że nie zrobiła nic głupiego. Nawet jeśli to ją znajdę. Nagle słyszę wołanie Louis’a z góry.
- Czego chcesz? – krzyczę.
- Do El dzwoni telefon.
- I co w związku z tym?
- Że wyświetla się imię. Jak myślisz jakie? – kurwa, jeśli dobrze myślę to El jest siostrą Jessie, jednak jest dużo dziewczyn o imieniu Jessica. Biegnę na górę i mówię Lou, żeby odebrał.

- Słucham? – Krzyczy Louis.
- Z kim rozmawiam? – pyta głos, który już słyszałem. Tak to ona.
- Louis. Chłopak El. Ty jesteś Jessica Pain? Jej przyjaciółka? – Louis mówi wszystko to co mam na myśli.

- Tak, ale nie przyjaciółka tylko siostra. – Tak myślałem. To są siostry. Dlatego myślałem, że słyszę Jess.

- Więc dam ci mojego przyjaciela. Ma do ciebie pytanie. – Podaje mi telefon.

- Cześć skarbie. Chcesz zobaczyć swoją siostrzyczkę? – Pytam.

- Harry? Zostawcie ją. Czego od niej chcecie? – krzyczy. Wyczuwam strach i załamanie w jej głosie.

- Od niej nic nie chcemy, a przynamniej ja. Gdybyś słyszała jak jęczy pod wpływem Louis’a.

- Wypuście ją. – Znowu krzyczy.
- Coś za coś maleńka. Przyjedź do mnie. Prześpisz się ze mną, później cię zabiję i po kłopocie. To jak? Masz 20 minut, żeby tu przyjechać, inaczej już nie zobaczysz siostry.

- Jesteś psychiczny.

- 15 minut. Wnerwiaj mnie dalej, a właduję jej cały magazynek w skroń.

- Jadę już. Jeśli jej coś zrobisz, zabiję twoich kumpli. Ten cały Louis boi się mnie jak cholera. Spytaj go jak prawie płakał ostatnim razem. – Gdy to mówi na moich ustach pojawia się mały uśmieszek, który później przeradza się w głęboki śmiech.

- Czekam skarbie.

- Nie – mów – do – mnie – skarbie. – Mówi chyba przez zaciśnięte zęby.

- Dobrze skarbie. – Rozłączam się.

 

OCZAMI JESSIE

 

Oni naprawdę są psychiczni. Porwali moją siostrę. Nie pozwolę, żeby to ciągnęło się dalej. Wolę umrzeć niż pozwolić na to, aby El cierpiała. Gdy podjeżdżam pod dom, z którego niedawno wypuścił mnie Hazz przelatuje mnie strach, przed tym jak zrobi to Styles. Ciągle pamiętam jego słowa „Jedyny powód, dla którego tutaj jesteś to fakt, że chcę cię po prostu przelecieć.” Mimo wszystko wychodzę z auta. Podchodzę do drzwi, podnoszę zaciśniętą pięść do góry. Chwila zawahania… pukam. Otwiera mi Hazz.

- Wiedziałem, że przyjdziesz. Zapraszam. – Rozchyla drzwi i zaprasza mnie ręką do środka.

- Kurwa, Harry wypuść moją siostrę. – Krzyczę.

- Spokojnie. Mamy umowę. Najpierw się prześpisz ze mną.

- Najpierw chcę ją zobaczyć.

- Louis. Przyprowadź Lizę. – Krzyknął. Chwilę później El schodzi po schodach w samej bieliźnie ze związanymi rękami i zaklejonymi ustami taśmą. Za nią podąża chłopak, który mnie porwał z restauracji.

- Eli. – Krzyczę i biegnę do siostry. Przytulam się do niej i rozklejam jej usta. – Co oni ci zrobili?

- Nic. Nie przejmuj się. To nie twoja wina.

- Dlaczego jesteś w samej bieliźnie? – Pytam po czym patrzę na jej „ochroniarza”. Zmierzam w jego kierunku. – Ty szmato. Co jej zrobiłeś? – Wrzeszczę, ale k

toś odciąga mnie.

- Przestań skarbie. Inaczej obie zginiecie. – Czuję coś zimnego przyłożonego do mojej skroni. El jest w tej samej pozycji.

- Ostatnie życzenie? – Pyta Louis moją siostrę.

- Zrób to szybko – odpowiada moja siostra.

- Nieee! – Krzyczę i wyrzucam broń z rąk Louisa dzięki mojej mocy. Właśnie w tej sytuacji dziękuję Adamowi za to co mi zrobił. To dzięki niemu mogę teraz przenosić przedmioty.

- Przegięłaś. – Czuję, że Harry naciska za spust. Jednak nie czuję bólu. Co się dzieje.

- Kurwa, Tommo. Dałeś mi nie naładowany pistolet? Jesteś kretynem, ale dzięki. Przynajmniej będzie ciepła. Wolę kochać się z ciepłymi. – Mówi z wyczuwalnym rozbawieniem w głosie. Przerzuca mnie przez ramie i zanosi do sypialni. Rzuca mnie na łóżko po czym związuje moje dłonie do ramy i zrywa bluzkę. Kurwa. Nie poddawaj się Jess.

czwartek, 22 stycznia 2015

Chapter Five



Jeżdżę już od pięciu godzin po całym Londynie. Nie potrafię jej znaleźć. W restauracji, z której porwał ją Louis nikt nie potrafi jej skojarzyć. Kręcę się jeszcze po okolicy, ale nikt nic nie wie. Rozglądam się wokoło, ale nie ma jej nigdzie. Dzwonie do reszty.
- Siema. I jak? Macie ją? – pytam zdenerwowany.
- Niestety nie, ale ja znalazłem sobie niezłą laskę. – Mówi Louis, a ja słyszę tylko ciche jęki.
- Dzięki, stary. Szukam dalej.
- Daj już sobie spokój i wracaj do domu.
Przeszedłem jeszcze tylko przez park, ale tam też jej nie było. Poddaję się. Wracam do domu.
Po drodze wpadam jeszcze do sklepu po coś do żarcia. Kiedy dojeżdżam do rezydencji gangu na parkingu jest tylko auto Lou. Wchodzę do środka i słyszę tylko krzyki jakiejś dziewczyny.
- Proszę cię. Nie chcę tego. Puść mnie. – Głos podobny do Jessie. Odruchowo biegnę po schodach do pokoju Louisa. Otwieram drzwi i widzę Louisa i dziewczynę przywiązaną do łóżka, ale to nie Jessica.
- Przepraszam Tommo. Myślałem, że usłyszałem Jessie.
- Nic się nie stało.
- Jessie? – spytała blondynka na łóżku.
- Tak. Czemu pytasz?
- Nie ważne. – odpowiada mi. Ona coś wie. Może ją zna.
- Znasz jakąś? Szukam od kilku godzin takiej jednej.
- Nie znam. – Mówi, a po jej policzkach spływa łezka.
- Dobra, zostawiam was samych. Spróbuj Lou coś z niej wyciągnąć. – Mówię i wychodzę.
Schodzę na dół i siadam na kanapie przed telewizorem. Z góry dochodzą tylko jęki tej dziewczyny i imię Louisa. Czasami padają słowa takie jak : Proszę zostaw mnie, nie rób mi tego, Louis przestań. Biedna trafiła na Louisa. On nigdy nie odpuszcza dziewczynom, a gdy one go proszą o wypuszczenie to Tommo jeszcze bardziej się nakręca. Dlaczego ja współczuje osobie, której nawet nie znam? Dlaczego… Dzwonek do drzwi? Kogo tutaj ciągnie? Niechętnie wstaję z kanapy i podchodzę do drzwi. Otwieram je i widzę Liam’a.
- Stary chyba wiem gdzie może być ta twoja laska. – Mówi zadyszany Payno.
- Gdzie? Dawaj jedziemy.
Wsiadłem do auta Li i jedziemy po moją zabaweczkę. Tym razem jej nie odpuszczę. Nic mnie nie przekona do wypuszczenia jej. Nawet te jej zielone oczy. Patrzę przez okno i widzę, że wyjeżdżamy z naszej dzielnicy, a wjeżdżamy na dzielnicę ludzi, którzy znaczą coś w świecie. Podjeżdżamy pod hotel „Hunter”.
- Po co tu jedziemy? Ona tu jest?
- Zayn pogrzebał trochę w necie i znalazł zdjęcia twojej Jessie na tle tego hotelu. Chyba jest jej.
- Może będą coś wiedzieć.
Wchodzimy do środka i podchodzimy do recepcji. Skąpo ubrana dziewczyna podnosi wzrok kiedy dzwonię dzwonkiem.
- Witamy w hotelu „Hunter”. W czym mogę pomóc? – Taaa, ich stała gadka.
- Szukamy Jessie. Jest może tutaj?
- Pani Pain? Niestety nie ma. Szefowa wzięła tydzień wolnego. Przekazać coś?
- Nie. Ma pani może jakiś kontakt do szefowej. Ymmm… Dzwoniłem do jej męża, ale kazał mi tu przyjechać. – Zmyślam.
- Tak. Proszę. – Podaje mi wizytówkę. Jessica Pain? To na pewno ona? Mam nadzieję, że tak. Czyli jest właścicielką hotelu. Nieźle.
- Dziękuję i dowidzenia.
- Dowidzenia.
Wyciągam telefon i wbijam numer z wizytówki. Daję na głośnik. Pierwszy sygnał… Drugi sygnał… Trzeci sygnał…
- Jessica Pain. Słucham? – To ona. Wszędzie rozpoznam ten głosik.
- Dzień dobry. Z tej strony Liam Payne. Czy rozmawiam z właścicielką hotelu „Hunter”? – mówi Liam
- Witam. Tak. W czym mogę pomóc?
- Wiem, że jest pani na urlopie, ale rozmawiając z pani mężem o wynajmie sali powiedział, że mam dzwonić do pani. Moglibyśmy się spotkać?
- Jasne. Może u mnie. Dzisiaj za godzinę? – pyta Jessie.
- Pasuje. To proszę wysłać mi adres sms’em.
- Dobrze. To do zobaczenia.
Rozłączam się.
- Stary. Ty to jesteś mistrzem. – Przybijam mu piątkę i idziemy do auta. Dostaję adres Pain i jedziemy do niej. Po drodze jedziemy jeszcze do sklepu. Muszę się czegoś napić.


OCZAMI JESS


Za pół godziny mam spotkanie, a dom jest jeszcze nie posprzątany. Ciężko ogarniać taką dużą rezydencję. Mimo, że z zewnątrz wydaje się malutka to w środku można się zgubić. Adam wyjechał. Tak przynajmniej powiedziała mi jego matka. I dobrze. Złożyłam już papiery rozwodowe. Sprzątam szybko dom i przygotowuje wszystkie rzeczy, które będą potrzebne na spotkaniu. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale boję się. Boję się, że Harry mnie znajdzie, że będę musiała wrócić do jego cholernego domu. Mam szczęście, że mam siostrę, u której mogę się schować. A właśnie, zadzwonię do niej. Tylko gdzie ja mam telefon? O tu jest. Kurcze, nie odbiera. No nic. Idę do kuchni nalać sobie soku, ale przeszkadza mi dzwonek do drzwi. Idę otworzyć. Patrzę w dół jak wyglądam, kiedy naciskam klamkę. Podnoszę wzrok i drętwieje na ten widok. Cofam się lekko do tyłu, ale się potykam i prawie ląduje na ziemi. Właśnie prawie. Harry złapał mnie w talii i podniósł do góry.
- Cześć skarbie. Myślałaś, że ci odpuszczę? – mówi i rusza brwiami.
- Czego chcesz? – pytam ostro.
- Już ci przecież mówiłem czego chcę.
- Harry nie mam czasu. Za chwilę przyjdzie tu mój klient. – Mówię mu mając nadzieję, że mnie zostawi. Chwilę później podbiega do nas jego kolega.
- Przepraszam za spóźnienie. Liam Payne. – Podnosi moją rękę i całuje jej zewnętrzną stronę.
- Nie wierzę w to! Zostawcie mnie już w spokoju. Proszę!
- Dzisiaj masz jeszcze wolne. Jutro po ciebie przyjadę i zabiorę do mnie zabaweczko. – Mówi, akcentując słowo „zabaweczka”. Ulżyło mi. Ucieknę stąd. Pójdę jutro z samego rana do El.
- Dobra. O, której przyjedziesz? – pytam, żeby wiedzieć, o której muszę wyjść. Harry przykłada swoje usta do mojego ucha. Co on robi?
- To będzie niespodzianka. I nie rób nic głupiego. Nie uciekniesz mi. Zawszę cię znajdę. – szepcze, po czym całuje mój policzek.
- Pa skarbie – krzyczy po czym wychodzi z domu.
Co ja mam teraz zrobić? Jak mu ucieknę do siostry, to mnie znajdzie. Nie chce wpakować Beth w moje kłopoty. Idę spać!

Chapter Four



Co jest? Dlaczego nie potrafię nic zrobić? Co jest ze mną nie tak? Czy moja moc się wyczerpała? Dlaczego zadaje sobie tyle pytań, kiedy ten cały Hazz mnie dotyka? Muszę zacząć działać.
Ręka Harrego zsuwa się w dół mojego brzucha i tym samym w dół mojej sukienki. Kiedy zjeżdża całkowicie i jego dłoń dotyka skóry pod materiałem przechodzą mnie dreszcze. Próbuje wyciągnąć jego rękę spod mojej kreacji, ale jest za silny. Uderzyłam go w twarz, a on nagle gwałtownym ruchem rzuca mnie na łóżko i łapiąc moje ręce przypina je kajdankami do niego.
- Nie wiem czy wiesz złotko, ale tym jednym ruchem wykupiłaś bilet w jedną stronę do piekła jakie ci wyrządzę. – Mówi przykładając swoje usta do mojego ucha.
- Proszę cię. Zostaw mnie. – Mówię, a łzy automatycznie wypływają na powierzchnię moich policzków. Jestem gotowa zrobić co mi każe, ale pod warunkiem, że mnie nie zabije.
- To co kotku zaczynamy? – pyta i wyciąga broń ze swoich spodni. W co ja się wpakowałam?
- Zaczekaj! Może się jakoś dogadamy. Wypuść mnie, a dam ci tyle kasy ile chcesz. – Mówię, na co dostaję w odpowiedzi gardłowy śmiech.
- Tu nie chodzi o pieniądze skarbie. Po prostu… - zaczyna, ale mu przerywam.
- Nie mów do mnie skarbie! Jestem Jessica! – krzyczę.
- A więc Jessie – jeśli mogę tak do ciebie mówić, jak już wcześniej mówiłem nie chodzi o pieniądze, mam ich o wiele więcej niż ty. Jedyny powód, dla którego tutaj jesteś to fakt, że chcę cię po prostu przelecieć. – Mówi cicho przegryzając dolną wargę. – Dlatego, pozwól mi że to ja zadecyduje o warunkach. Nie zabiję cię pod warunkiem, że zostaniesz moją prywatną dziwką skarbie. – Na jego ustach pojawia się szyderczy uśmiech.
- Jak długo Styles mam być twoją… - nie potrafię nazwać siebie dziwką.
- Moją co … - Czy on mi czyta w myślach?
- Nie powiem tego. Nie jestem dziwką okej? – Mówię, po czym zakrywam usta kiedy się orientuje, że chodziło mu tylko o to, żebym użyła słowa „dziwka”.
- A jednak powiedziałaś. To jak zostaniesz moją zabaweczką?
- Ja mam męża nie mogę.
- Męża? Może go tu zaproszę, żeby widział swoją żonę dochodzącą dzięki moim ruchom. – Jejku… Jak on mnie denerwuje. Zaraz nie wytrzymam psychicznie. Może moja moc już się naładowała.
Przenoszę wzrok na lampę stojącą na komodzie i rzucam nią o podłogę. Moja moc działa, więc przenoszę wzrok na Harry’ego, ale tu znowu nic. Jego ręka pociąga moją sukienkę do góry. Dlaczego on mi to robi?


OCZAMI HARRY’EGO

Japierdole, ale ciało. Mam ochotę wejść teraz w nią, ale najpierw się zabawię. Zaznaczam małe kółeczka na jej brzuchu. Wyobrażam sobie ją jak krzyczy moje imię, jak odwzajemnia pocałunki, jak sprawia, że dochodzę. Każda myśl o niej doprowadza mnie do szału. Jest taka niewinna, bezbronna. Jej piękne zielone oczy szukają pomocy, ale nie znajdują. Wiedziałem, że jest wyjątkowa, a jej moc tylko to potwierdza. Szkoda stracić taki talent. Razem wiele byśmy osiągnęli – gdyby dołączyła do gangu. Moje usta dotykają jej bladego brzucha, a język zaznacza teren. Słyszę cichy jęk oraz moje imię. Nie… to nie może być prawda. Kiedy sięgam ręką do tasiemki jej koronkowych majtek napotykam wzrok Jessie, ale to nie jest normalne spojrzenie. Czuję jakby mnie błagała, prosiła i przepraszała jednocześnie. Widzę jej strach. Nie mogę jej tego zrobić.
- Przepraszam Jessico. Wiem, jestem dupkiem, ale to wszystko przez to, że nie potrafię się opanować. – Nie wiem dlaczego to robię, ale odpinam jej kajdanki i pozwalam na ucieczkę, jednak ona wciąż tu stoi.
- Co jest? Możesz iść. Pozwalam ci. – mówię, dzięki czemu widzę uśmiech na jej twarzy.
- Dziękuję. – Mówi i przytula się do mnie. Kiedy się odrywa zabiera swoje rzeczy i wychodzi z pokoju.
- Jessica! Poczekaj. – Krzyczę za nią. – Może cię odwieźć? – pytam nie pewnie.
- Dzięki. Poradzę sobie. – Uśmiecha się i już jej nie widzę.
Co ja właśnie zrobiłem? Puściłem moją ofiarę do domu. Ona zna moje imię i nazwisko. Pójdzie pewnie na policję. Jaki ja jestem tępy.
Uderzam ręką o ścianę, a chwilę później słyszę pukanie do drzwi. Podchodzę i otwieram.
- Czego? – wrzeszczę, ale jak widzę minę Zayn’a to wybucham śmiechem.
- Co ty zrobiłeś? Uciekła ci czy jak?
- Nie uciekła. Wypuściłem ją. – Mówię spokojnie
- Co kurwa zrobiłeś? – Louis krzyczy wbiegając po schodach.
- Wypuściłem ją. Kurwa wypuściłem – czuję się źle z myślą, że ona może być teraz na policji.
- Pojebało cię do końca? Znajdź ją bo jak nie…
- Bo jak nie to co? Wiecie co? Wypierdalać z mojego pokoju. – krzyczę i zamykam drzwi.
Siadam na podłodze i rozmyślam nad planem znalezienia Jessie. Po godzinie rozmyślania zasypiam.

Chapter Three



Co się ze mną dzieje? Gdzie jestem? Co to za miejsce? Pokój, w którym jestem jest naprawdę ładny. Miętowe ściany, duże łóżko wodne, na ścianie wielki telewizor. Mogłabym tak mieszkać… zaraz Jess stop! Nawet nie wiesz gdzie jesteś. – podpowiada mi podświadomość. – W oknach nie ma klamek, a drzwi są zamknięte. O co tu kurwa chodzi?
Zaczynam z całych sił walić w drzwi, ale to nic nie daje, więc siadam na łóżku. Po jakimś czasie przeszukuje moje ciuchy, które leżą na komodzie. - Chwila, skoro nie mam ich na sobie, to czyje ubrania mam ubrane? Nie ważne. Muszę się stąd wydostać. I to jak najszybciej. Muszę coś wymyślić. Wiem… Spróbuję coś przenieść, wczoraj dałam radę. Podnoszę rękę i próbuję podnieść książki leżące na stoliku. Tak. Wychodzi mi. Czas na coś trudniejszego. Otworzę drzwi.
Skupiam się na zamku od drzwi i chwilę później je otwieram. Wychylam się za drzwi i zauważam, że ktoś idzie w moją stronę. Panikuję i szybko zamykam tak samo jak je otworzyłam. Siadam na łóżku i słyszę głośne kroki oraz dźwięk skrzypiących  drzwi. Chwilę później widzę przed sobą mężczyznę, który wczoraj robił mi zdjęcia. Zaraz za nim wchodzi trójka jego kolegów – blondyn o niebieskich oczach, mulat i koleś, który nie wygląda na złego, bardziej wydaje się on miły.
- Widzę, że księżniczka wstała – mówi fotograf z uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego tu jestem?
- Dla zabawy maleńka. – Mówi blondynek.
- Nini zostaw ją dla Hazzy. – mówi mulat.
- Zostawcie mnie. Proszę, wypuście mnie. – Błagam ich.
- One Direction nigdy nie odpuszcza swoim ofiarom, a ty jesteś jedną z nich. – Powiedział ten „miły”
- Nie powinniście tego robić. Nie wiecie z kim zadzieracie. – mówię z powagą, a oni tylko się śmieją.
- Mówię poważnie. Zrobię wam taką rzeźnię, że będziecie mnie błagać o śmierć. – I znów tylko śmiech. Za chwilę nie wytrzymam psychicznie i zabiję ich. Tak naprawdę tego nie zrobię. Jestem za słaba, ale zawsze mogę się z nimi pobawić.
- Kochanie, jeśli ktoś tu będzie prosił o śmierć to tylko ty. Hazz będzie za półgodziny, mamy sporo czasu na zabawę z tobą, później to ty poznasz definicję słowa rzeźnia. – Powiedział mój porywacz. Teraz ja wybuchłam śmiechem, a on klęknął przede mną i zbliżył swoje usta do mojej szyi. Nie powiem, że nie jest to fajne uczucie. Robi to delikatnie. Odpycham go.
- Przestań. – Krzyczę.
- Przeginasz.
- To ty przeginasz. Nie boję się was.
- A powinnaś – mówi mulat podchodząc do mnie z nożem.
- I co mi możesz zrobić? Nie wiesz do czego jestem zdolna.
- To oświeć nas.
- Sami chcieliście.
Nie zastanawiam się nad tym co robię, ale sami się prosili o to. Najpierw zamykam wszystkie drzwi i okna bez pomocy ciała. Mój wzrok wędruje na nóż i chwilę później broń mulata wbita jest w sufit. Telekineza przydaje się w życiu. Cieszę się, że to właśnie ja mogę z niej korzystać. Wykorzystuję ją przygniatając moich oprawców do ściany, przetrzymuje ich chwilę w górze, po czym rzucam na podłogę. Blondynek próbuje podejść do mnie, lecz go odpycham. Ała… Moje ręce. Co jest? Fotograf trzyma moje ręce mocno skrępowane z tyłu. Próbuję wytężyć swój umysł i go odepchnąć. Udaje mi się. Teraz jest przyciśnięty do ściany. Reszta jego kumpli także. Jeszcze chwile ich tak trzymam, ale nagle ktoś wchodzi do pokoju. Drzwi powoli się otwierają. Widzę przed sobą wysokiego, dobrze zbudowanego chłopaka o pięknych zielonych oczach z burzą brązowych loków na głowie. Boże… jaki on jest seksowny. Czuję jak moje pożądanie rośnie. Nagle jego kumple wyrywają się spod mojej mocy. Co jest? Moja moc nagle przestała działać? Ten przystojny chłopak to musi być Hazz czy jak mu tam.
- Harry nie podchodź do niej. Ona jest niebezpieczna – ostrzegł go mulat.
- Zamknij się Zayn. Wyjdźcie z mojego pokoju. Ona jest moja, więc to ja będę decydował o jej przyszłości. – Mówi z uśmieszkiem na twarzy, po czym zbliża się do mnie, a reszta wychodzi z pokoju.
- Nawet nie próbuj. Zniszczę cię rozumiesz? – krzyczę.
- Oj… nie dość, że piękna to jeszcze naiwna. Kocham to. – Mówi przegryzając dolną wargę.
Aww… On jest taki pociągający. Kurwa! Jess przestań. On jest niebezpieczny – moja podświadomość daje się we znaki.
Podchodzi coraz bliżej. Jego usta są przy moich. Czuję miętę, uwielbiam ten smak, ale mimo wszystko odpycham go, a on łapie moje nadgarstki i przypiera je do ściany.
- Co jest kotku? Nie lubisz takich zabaw? – pyta z głupawym uśmieszkiem.
- Nie, nie lubię. Dlatego zostaw mnie.
- Zostawię cię, spokojnie. Najpierw się zabawię, a potem porzucę gdzieś w lesie… - zaczyna opowiadać, a moje ciało drętwieje i chyba Hazz to zauważa - … ktoś tu się denerwuje. Wolisz być świadoma tego co ci robię i po wszystkim cię zabić, czy w odwrotnej kolejności? Może ci pomogę z wyborem… Wybieram pierwszą opcję. Chcę widzieć tą rozkosz zmieszaną z cierpieniem w twoich oczach. Chcę usłyszeć jak krzyczysz moje imię ślicznotko. – Mówi odgarniając mi włosy za ramiona.
- Nie boję się. Jesteś tylko jebanym psycholem. Możesz mnie zabić. I tak moje życie jest do dupy. A co do krzyczenia… Nie znam twojego imienia, żeby wrzeszczeć.– Krzyczę. Boję się go jak cholera, ale nie mogę mu tego pokazać.
- Jestem Harry. Teraz znasz. Nazwisko też ci podać? Styles. Możesz krzyczeć to na przemian.
- Haha… nie rozśmieszaj mnie.  Nic mi nie zrobisz.
- Jesteś tego pewna? – Gwałtownie przyszedł w moją stronę. Przyparł do ściany i  jeździ ręką po moim brzuchu. Próbuje go odepchnąć , ale na marne. Moja moc tak jakby się przy nim wyłącza. Tylko dlaczego?



***

Przepraszam, że nie dodawałam rozdziałów. Problemy techniczne, rodzinne i osobiste całkowicie zawładnęły moim czasem. Postaram się nadrobić.

I pamiętacie...

Każdy komentarz motywuje :D

wtorek, 16 grudnia 2014

Chapter Two!



- Kochanie o czym tak myślisz? – spytał Adam, a ja nie miałam zamiaru powiedzieć mu prawdy, bo co bym miała powiedzieć? A wiesz co, myślę o tym z iloma dziewczynami spałeś. Tego nie powiem dlatego wolę milczeć.
- O niczym ważnym – rzuciłam wyrywając się z jego objęć. Może nie powinnam mu wybaczać. Cała ta sytuacja stworzyła we mnie bardzo głębokie rany i tak naprawdę nienawidzę go za to. Nie mogę udawać, że wszystko jest w porządku. Muszę to skończyć. Raz na zawsze.
- Powiedz mi. Wiesz, że możesz mi zaufać? – On chyba jest nie poważny. Po tym wszystkim mam mu zaufać? Nigdy mu nie wybaczę i właśnie teraz to do mnie dotarło, a to jest odpowiedni moment na wyjawienie mu prawdy.
- Ufam, ale naprawdę to jest nieważne. – Spanikowałam.
- Dobrze, więc zapraszam cię dzisiaj do restauracji. Chciałbym ci wszystko wynagrodzić. – Pocałował mnie w policzek, a ja jak głupia mu uległam i się zgodziłam. Bardzo boję się powiedzieć mu prawdę, mimo iż mam dużo siły.
- Idę na górę się przebrać i troszkę odświeżyć.
Wbiegłam po schodach i udałam się prosto do sypialni. Przez całą tą sytuację musiałam zadzwonić do siostry. Jeszcze nie zdążyłam powiedzieć jej o naszym porozumieniu. Po trzech sygnałach odbiera.
- Cześć mała – mówi, mimo iż jej nie widzę wiem, że uśmiech jest przyklejony do jej twarzy.
- Hej duża.
- Co jest? Powiedziałaś mu, że między wami koniec? – Zapytała, wiedziałam że zapyta. Nienawidzę jej ciekawości.
- Nie. Wyszło całkiem inaczej. Wróciliśmy do siebie, ale nie chce tego, a boję się mu o tym powiedzieć.
- Przestań się bać jakiegoś gnojka, on nawet nie jest… - nie pozwoliłam jej dokończyć.
- Muszę kończyć, idę z nim do restauracji. Pa. Kocham Cię siostra. – Nie miałam zamiaru kontynuować. Chcę uciec z tego domu, ale nie mogę. Strach jest uczuciem, które mnie powstrzymywało. Ubrałam sukienkę, którą dostałam od siostry na święta, do tego buty na wysokim obcasie i kilka dodatków. Zeszłam powoli na dół. Adam już na mnie czekał, podał mi rękę i poszliśmy do jego auta. Podczas drogi do restauracji Pain trzymał rękę na mojej nodze. Chciałam ją odepchnąć, ale wiedziałam, że nie opłaci mi się to. Bez zastanowienia uderzyłby mnie. Już za dużo przez niego przecierpiałam. Po kolacji wszystko mu wygarnę. Nim się obejrzałam byliśmy na miejscu. Drzwi z mojej strony były zamknięte. Adam wyszedł i otworzył je z zewnątrz. Podał mi rękę i pomógł wysiąść. Przyjęłam ten mały gest. Weszliśmy do restauracji i usiedliśmy przy stoliku wskazanym przez właściciela restauracji. Chwilę później dostaliśmy kartę dań. Wybrałam sałatkę szefa kuchni, na deser czekoladowe naleśniki z bananami bitą śmietaną i lodami oraz truskawki w czekoladzie, a do picia drinka bezalkoholowego o nazwie „Tropikalny Raj” – tak, tak odchudzam się. Mój mąż zamówił coś czego nazwy nie umiem zapamiętać, a co dopiero wymówić. Skupiałam się na posiłku i myślałam nad słowami, które wypowiem po kolacji. Rozglądałam się po stolikach: przy pierwszym jakaś para się przytula, przy drugim siedzi jakaś rodzina, przy trzecim siedzi jakiś koleś i robi mi zdjęcia, przy czwa… zaraz wróć, jakiś koleś robi mi zdjęcia. Jego niebieskie oczy były hipnotyzujące, jednak nie sprawiały na mnie żadnego wrażenia. Muszę powiedzieć Adamowi.
- Adaś, ten koleś robi mi zdjęcia. – Adam obrócił się w stronę stolika „mojego fotografa”. Niestety zajął się jedzeniem, więc mi nie uwierzył.
- Musiało ci się zdawać. Idziemy się przejść? – zapytał.
- Jasne, ale najpierw zapłać. – Adam zawołał kelnerkę, a ja w tym czasie dokończyłam mój napój. Po zapłaceniu rachunku wyszliśmy z restauracji. Moja ciekawość mnie zżerała więc ostatni raz zobaczyłam czy nieznajomy dalej mnie obserwuje. I nie myliłam się. Popatrzył mi prosto w oczy i przegryzł dolną wargę, ze strachu złapałam Adama za rękę.
Spacerowaliśmy po okolicy jakieś 20 minut. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś nas obserwuje, jednak ignorowałam to. Szliśmy wąską dróżką koło stawu. Lekki wiatr rozwiewał moje włosy – muszę przyznać, że to wspaniałe uczucie. Adam nagle przerwał ciszę, kiedy zauważył że trzęsę się z zimna.
- Kochanie, zimno ci?
- Nie. Jest dobrze. – Powiedziałam mało przekonująco.
- Widzę, że się trzęsiesz. Proszę. – nałożył swoją kurtkę na moje ramiona.
- Dziękuję. Wracajmy już. – Poprosiłam, a Adam objął mnie w talii i poszliśmy w stronę restauracji. Po drodze mijaliśmy różnego rodzaju sklepy, budynki mieszkalne i inne budynki, o których nie wiedziałam, mimo iż mieszkam w Londynie od urodzenia. Szliśmy koło dziesięciu minut. Wchodziliśmy pomiędzy jakieś budynki. Nikogo nie było w pobliżu więc uznałam ten moment za odpowiedni do wyjawienia całej prawdy, kiedy miałam się odezwać Adam zaczął mówić.
- Kochanie, mam na ciebie ochotę. Tu i teraz, co ty na to? – spytał opierając mnie o ścianę jednego z budynku. Już chciałam mu ulec jednak moje serce mi nie pozwoliło kiedy zbliżył swoje usta do moich.
- Przestań. Nie chce, ani tu ani nigdzie. – Odepchnęłam go.
- O co ci kurwa chodzi?
- O co mi chodzi? O to, że najpierw mną pomiatasz, bijesz mnie, zdradzasz. Nagle przyjeżdżasz, przepraszasz, zabierasz mnie do restauracji i myślisz, że wszystko gra? Mylisz się nic nie gra. – Wydarłam się, a wszystkie okna w pobliżu zaczęły trzaskać. Nie wiedziałam co się dzieje. Zaczęliśmy się kłócić, a wszystko wokół wydawało się żyć. Śmietnik się przewrócił, a wszystkie śmieci odleciały na 10 metrów w przód. Ruszyłam ręką skupiając się na piłce, która leżała na środku dróżki. Poruszyła się. Nie wiem jak to możliwe, ale to chyba moja zasługa. Aby się upewnić chciałam podnieść tą piłkę, niestety przeszkodził mi mój mąż. Poczułam jego dłoń uderzającą mnie w policzek. Chwilę później rozbolał mnie brzuch od nagłego uderzenia. Upadłam na podłogę, a ten chuj bezczelnie zaczął mnie kopać. Tego było za wiele. Resztkami sił podniosłam rękę i zrobiłam z nim to co z piłką. Podniosłam go do góry i odepchnęłam od siebie. Popatrzył na mnie, nie wiedząc co się dzieje. Podbiegł do mnie i kucnął przy mnie.
- Może teraz będziesz miała nauczkę. Wstawaj! – krzyknął.
- Nie. Zostaw mnie. – machnęłam przed nim ręką, a on przechylił się do tyłu.
- Skoro nalegasz. To cię zostawię. Nie wracaj do domu. – Podniósł się i chwilę później zniknął w ciemności.
Leżałam tak jeszcze pięć minut. Czułam, że zaraz odlecę. Oczy same się zamykały. Patrzyłam cały czas przed siebie. Kiedy byłam już na skraju, zobaczyłam przed sobą twarz, którą już kiedyś widziałam. Dlaczego on tak na mnie patrzy? Czy on mnie podnosi? Nic nie widzę. Co się dzieje?
Lydia Land of Grafic